Pogoda była bardzo zmienna - to świeciło słońce, to padał deszcz, a na początku nawet śnieg. Na szczęście bez większych przygód przejechaliśmy przeznaczone na dziś 360 kilometrów i dotarliśmy do Honningsvåg.
Mroźne powietrze zmuszało nas do częstszych postojów i rozruszania stawów.
Po wczorajszym dniu, całej nocy w budce zasypanej śniegiem i zimnym poranku byliśmy mocno zziębnięci. Czujemy się w związku z tym usprawiedliwieni, że kolejny raz zrezygnowaliśmy z niskobudżetowego spania w krzakach na rzecz ciepłego pokoju w hostelu :P Okazało się z resztą, że pani Ela z recepcji jest z Polski. Podobnie z resztą jak motocyklista, który przy nas wynajmował pokój oraz jeszcze kilku hotelowych gości.
Pora naprawić zepsute sprzęty i naładować baterie (swoje też). Jutro czeka nas ostatnie 30 kilometrów na północ - na sam Przylądek Północny - a potem już tylko na południe!
W Polsce 13 stopni, śniegu nie ma :) Czekam na dalsze przygody.
OdpowiedzUsuńola
siemo
Ja też czytam z zapartym tchem! I czekam na dłuższe opowieści przy grunwaldzkim ognisku :-)
OdpowiedzUsuńJustyna